Nocka

Pierwszy raz od dłuższego czasu odbyłem podróż późnym wieczorem. Na dworcu sklepy i restauracje pozamykane, dając znać, że dla większości dzień dobiega końca, tymczasem dla mnie przygoda dopiero się zaczyna. Stojąca w blasku dworcowym oświetleniu lokomotywa, choć żadnego dymu nie bucha, jednak niczym mały chłopiec emanuje zniecierpliwieniem, ciekając na sygnał do wyruszenia, ledwie trzyma w ładzie ustawione za nią wagony, jakby po wyświetleniu zielonego światła, wał się rozerwie i strzałem odjadą po żelaznej drodze w ciemność. Ja się zarażam tą stłumioną energią i wsiadam do pierwszego zielonego wagonu, gdzie znajduję przedział pusty, jakby zarezerwowany specjalnie dla mnie. Jednak muszę raz jeszcze wysiąść, pochodzić sobie po peronie, wchłonąć do płuc wilgotne zimno i kilkakrotnie uderzać stopą w drugą, wypędzając z kości owo zimno w najlepszej tradycji doświadczonego podróżnika, który w ten sposób spędza ostatnie chwile wolności przed wejściem do ruchomego więżenia. Wsiadam znowu, piszczy gwizd, i ze szarpnięciem koła pode mną się uruchamiają. Szybko zostawiamy za sobą małe kółko świetlane, ono nas żegna podczas, gdy ciemność nas owija... Jesteśmy w drodze...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz