wtorek, 22 listopada 2011


Nie mogę powiedzieć, że smak mnie wyjątkowo uderzył, być może miało to związek z faktem, że espresso z tego kubeczka wypiłem w biegu--dosłownie--rzucając się w kierunku otwartych drzwi najbliższego wagonu metra w Berlinie, mając nadzieję, że nie rozleje mi się kawa nim wejdę do środka. Natomiast samo doświadczenie z tą kawą zostawiło słodki smak w ustach i wyryło się w mojej pamięci. Tragedią by było, gdybym nie zdążył na ten pociąg, ale uznałem, że większą tragedią by było, gdyby ominęła mnie szansa, by spróbować kawkę Lavazza z automatu. Już bezpiecznie po drugie stronie drzwi, jak mały kotek mruczałem z zadowoleniem...warto było... :)

1 komentarz: