niedziela, 25 września 2011

Z Zachodniego

Śpieszne stukanie obcasów, pisk hamujących kół, nieustanny szum głosów ustawiających się w kolejce przed kasami podróżnych, których zamówienia bywają zagłuszone dzwonieniem i sztucznie sztworzonym głosem pani zapowiadającej pociągi... Nawet z zamkniętymi oczami wiadomo gdzie jestem, ponad trzyletnie doświadczenie w podrożowaniu po Polsce bowiem czyni wszystkie te dźwięki zupełnie znanymi, niczym szeptami dawnego poznanego przyjaciela, bez którego nie wyobrażam sobie życia.

Dworzec Zachodni w Poznaniu to dla niektórych coś w rodzaju żartu, bo znajduje się całkiem blisko Głównego, czyli w odległości najwyżej 100 metrów. Wystarczy zejść schodami przed KFC w hali glównej, skręcić w prawo i już widać "światło na końcu tunelu." 3 minuty zajmuje przejście obok schodów na perony 4, 5, 6 i już jesteś. Tu nic nowego oczu nie zaskakuje; kioski, jedno niedawno otworzone bistro i kolejki do trzech kas---wszystko zupełnie typowe jak na polski dworzec kolejowy. Natomiast to, że budynek z dumą nosi miano odrębne obrazuje coś nietypowego---sytuację kraju w której żyją ci, którzy stąd ruszają w podróż. Po latach bycia państwem dominowanym przez niemiłego sąsiada, nadszedł już czas, by zrealizować swoje marzenia, czas, by zrywać się z przeszłością i celować w przyszłość. Wszyscy, którzy z tramwajów teraz wysiadają nie na moście dworcowym jak dawniej, tylko przed zachodnim oddziałem dworca (bo remont jest tam na moście), teraz mogą bez problemu ominąć główne wejście i dojść na pociąg z drugiej strony; podobnie dzisiaj droga do przyszłości nie idzie starą trasą, teraz są inne możliwości, nowe otwarte drzwi... Dzwonek dzwoni, pociąg już wjeżdża---czas wyruszyć...z Zachodniego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz