czwartek, 29 września 2011

Drodzy czytelnicy...

Całkowicie odrzuczam tezę, wbrew wszelkim danom twierdzączym odwrotnie, iż spada liczba Polaków czytających książek. Wiem, wiem...statystyki nie kłamią, tak jak wszyscy politycy bez wyjątku dotrzymają przedwyborczych obietnic, natomiast wolałbym, zamiast ubolewać nad faktem niby wróżącym upadek naszego społoczeństwa, wpajać sobie, że to, co obserwuję podczas podróżowania stanowi normę, a nie wyjątek. Bo gdyby wierzyć uczom, co bywa owszem przedsięwzięciem bardzo ryzykowym, ja raczej bym powiedział, że jesteśmy na dobrej drodze do wyeliminowania z życia codziennego wszelkich przyrządów elektrycznych służących do zabijania czasu---UWAGA: Napad molów książkowych!

A jednak rzeczywistość pozostaje rzeczywistością. Na to mogę tylko polecić jedyne znane mi rozwiązanie, które uznaję za skuteczne---wybierajmy się na podróż koleją! Co prawda jest ryzyko łapienia jakiejś egzotycznej choroby w toaletach, ale w sumie chyba nikt nie powinien żałować, jeśli psim swędem czytaniem się zarazi...

środa, 28 września 2011

Po prostu

Firmie zatrudnionej przez KFC udało się wymyślić proste hasło reklamowe, ale zastanawiam się, czy oni przypadkiem nie podsluchali naszych przyjaciół rozmawiających między sobą w czasie zjazdu w Wiśle...?








poniedziałek, 26 września 2011

Krótki spacer

Gliwice w dzień pozuje w nieco innym świetle niż je zwykle widzimy wieczorem po przybyciu z Krakowa. Główna ulica prowadząca z dworca kolejowego w kierunku centrum tętni ruchem, pieszi młodzi i starsi czynią pulsującą żylą trasę, która w wieczornym połmroku raczej przypomina martwe ciało znakautowanego pięściarza rozbitego przez niezliczone lata przemysłowego wykorzystywania i spustoszeń wojennych.

niedziela, 25 września 2011

Z Zachodniego

Śpieszne stukanie obcasów, pisk hamujących kół, nieustanny szum głosów ustawiających się w kolejce przed kasami podróżnych, których zamówienia bywają zagłuszone dzwonieniem i sztucznie sztworzonym głosem pani zapowiadającej pociągi... Nawet z zamkniętymi oczami wiadomo gdzie jestem, ponad trzyletnie doświadczenie w podrożowaniu po Polsce bowiem czyni wszystkie te dźwięki zupełnie znanymi, niczym szeptami dawnego poznanego przyjaciela, bez którego nie wyobrażam sobie życia.

Dworzec Zachodni w Poznaniu to dla niektórych coś w rodzaju żartu, bo znajduje się całkiem blisko Głównego, czyli w odległości najwyżej 100 metrów. Wystarczy zejść schodami przed KFC w hali glównej, skręcić w prawo i już widać "światło na końcu tunelu." 3 minuty zajmuje przejście obok schodów na perony 4, 5, 6 i już jesteś. Tu nic nowego oczu nie zaskakuje; kioski, jedno niedawno otworzone bistro i kolejki do trzech kas---wszystko zupełnie typowe jak na polski dworzec kolejowy. Natomiast to, że budynek z dumą nosi miano odrębne obrazuje coś nietypowego---sytuację kraju w której żyją ci, którzy stąd ruszają w podróż. Po latach bycia państwem dominowanym przez niemiłego sąsiada, nadszedł już czas, by zrealizować swoje marzenia, czas, by zrywać się z przeszłością i celować w przyszłość. Wszyscy, którzy z tramwajów teraz wysiadają nie na moście dworcowym jak dawniej, tylko przed zachodnim oddziałem dworca (bo remont jest tam na moście), teraz mogą bez problemu ominąć główne wejście i dojść na pociąg z drugiej strony; podobnie dzisiaj droga do przyszłości nie idzie starą trasą, teraz są inne możliwości, nowe otwarte drzwi... Dzwonek dzwoni, pociąg już wjeżdża---czas wyruszyć...z Zachodniego.