wtorek, 17 stycznia 2012

Co mnie pociąga....


Niecodzienny widok na stacji w Poznaniu---czynny, i to jak najbardziej, parowóz gotowy do odjazdu do Wolsztyna---wywołuje wspomnienia, nie ze swojej własnej przeszłości, tylko z tej wyimaginowanej na podstawie licznych zdjęć w podręcznikach historycznych, a jednocześnie swoją wyjątkowością przyciąga do siebie, oczaruje, fascynuje. Dobrze, że historia, w czynnej cząstce, bywa zachowywana jako żywą lekcję.


sobota, 26 listopada 2011

Warszawa nocą


Objadanie się z okazji amerykańskiego święta Dzień Dziękczynienia to dobra wymówka, aby szybko wrzucić naczynia do zmywarki, a potem ruszyć w miasto na odchudzający niby spacerek. Znów nasze oczy cieszyły widoki chwycone po zapadnięciu mroku w stolicy, a z tej okazji wyłowiliśmy z różnych części "starówki" dowody na to, Warszawa po tylu latach już wraca do formy.








wtorek, 22 listopada 2011


Nie mogę powiedzieć, że smak mnie wyjątkowo uderzył, być może miało to związek z faktem, że espresso z tego kubeczka wypiłem w biegu--dosłownie--rzucając się w kierunku otwartych drzwi najbliższego wagonu metra w Berlinie, mając nadzieję, że nie rozleje mi się kawa nim wejdę do środka. Natomiast samo doświadczenie z tą kawą zostawiło słodki smak w ustach i wyryło się w mojej pamięci. Tragedią by było, gdybym nie zdążył na ten pociąg, ale uznałem, że większą tragedią by było, gdyby ominęła mnie szansa, by spróbować kawkę Lavazza z automatu. Już bezpiecznie po drugie stronie drzwi, jak mały kotek mruczałem z zadowoleniem...warto było... :)

piątek, 18 listopada 2011

Pracowitość w akcji

Z okna osobówki zlapałem pózniej widok po drodze do Poznania. Widocznie ani niska temperatura, ani masa pozostałej roboty pracownikom nie przeszkadza w odprawianiu rytualnego gotowania parówek przy ognisku...




czwartek, 17 listopada 2011

Nocka





Pierwszy raz od dłuższego czasu odbyłem podróż późnym wieczorem. Na dworcu sklepy i restauracje pozamykane, dając znać, że dla większości dzień dobiega końca, tymczasem dla mnie przygoda dopiero się zaczyna. Stojąca w blasku dworcowym oświetleniu lokomotywa, choć żadnego dymu nie bucha, jednak niczym mały chłopiec emanuje zniecierpliwieniem, ciekając na sygnał do wyruszenia, ledwie trzyma w ładzie ustawione za nią wagony, jakby po wyświetleniu zielonego światła, wał się rozerwie i strzałem odjadą po żelaznej drodze w ciemność. Ja się zarażam tą stłumioną energią i wsiadam do pierwszego zielonego wagonu, gdzie znajduję przedział pusty, jakby zarezerwowany specjalnie dla mnie. Jednak muszę raz jeszcze wysiąść, pochodzić sobie po peronie, wchłonąć do płuc wilgotne zimno i kilkakrotnie uderzać stopą w drugą, wypędzając z kości owo zimno w najlepszej tradycji doświadczonego podróżnika, który w ten sposób spędza ostatnie chwile wolności przed wejściem do ruchomego więżenia. Wsiadam znowu, piszczy gwizd, i ze szarpnięciem koła pode mną się uruchamiają. Szybko zostawiamy za sobą małe kółko świetlane, ono nas żegna podczas, gdy ciemność nas owija... Jesteśmy w drodze...